Kiedyś próbowałam pobieżnie jeden wątek nadrobić to mi nie wyszło. I tak nie wiedziałam o jaką świnkę chodzi.

Psy i koty siedzą zamknięte w pokoju jak świnie mają wybieg. Koty idą tam też jak wychodzimy z domu. I tak zostanie. Teraz jednak po powrocie z pracy wyciągałam dziewczyny tylko na chwilę bo im rano witaminy c nie dałam. I zastanawiam się czy wtedy też muszę kota gdzieś wysyłać. Czy lepiej ich zapoznać jak maluchów nie atakuje czy dalej gonić z dala od klatki i świnki na kolanach.
Arno w ogóle nie był w planach, że tak powiem. Łobuz z niego jak to z małymi kotami bywa. Jednemu psu daje spokój, drugiego się boi a kotkę męczy okrutnie. Bo się mała ciapa daje. Nawet łapy nie podniesie. Ulubiona zabawa z Nemi to "tuli, tuli, gryzu, gryzu". Sam na sam to bym go z gryzoniem nie zostawiła.
Zwierzakowi zawsze może się coś poprzestawiać i ni z gruszki, ni z pietruszki zmieni zdanie i krzywdę zrobi. Pod kontrolą jednak może te wszystkie środki ostrożności nie są aż tak potrzebne.
Miałam kiedyś kota, któremu mogłam chomika na przechowanie zostawić i wiedziałam, że będzie bezpieczny. Jak rybka z akwarium wyskoczyła to przybiegł do mnie z wrzaskiem i pokazał mi, że biedactwo na podłodze leży. Mama przywiozła go od znajomej, która miała kilka innych kotów i hodowle szynszyli. Musiała go oddać bo się wszyscy nad biedakiem znęcali. Puffy był do rany przyłóż. Najgrzeczniejszy kociak świata. Jemu bez zastanowienia pozwoliłabym nawet spać w klatce ze świnkami.
Jednak wszystko się zmieniło gdy zachorował. Cukrzyca, nerki i zmiana zachowania. Nie mogliśmy mu leków dobrać i diety. Zawsze był na suchej karmie od weta. Później też na najlepszym mięsku i dobrych puszkach. Wszystko jakby przez niego przelatywało. Wiecznie chodził głodny i zaczął się nawet czaić na swoich dawnych kumpli.