Zosia odeszła.
We wtorek wieczorem słaniała się po wyjściu z norki, przewracała na boki. Pojechaliśmy do całodobowego weta żeby pomógł cokolwiek, dostała zastrzyki na serce (bo wet stwierdził że ma arytmię). troszeczkę się poprawiło.
środa rano to był koszmar, nie chciała nic jeść i dalej się słaniała. nie mogłam wziąć urlopu w pracy, moja mama na szczęście poprosiła znajomą żeby przyjechała do mnie po klucze i zabrała Zosię do pracy chociaż obserwować. później pojechaliśmy do Reptilio, przychodni typowo egzotyczno-gryzoniowej. została tam na noc, po badaniach wyszło... co tam nie wyszło... płyn w płucach i sercu, jakiś guz bądź obrzęk na sercu, kamień w cewce moczowej, obniżona temperatura. dostała leki które miały zbić trochę tego płynu, dokarmianie i dogrzewanie.
dzisiaj okazało się że leki nie pomogły, została nam albo punkcja klatki piersiowej albo eutanazja... pojechaliśmy ją odwiedzić, oczywiście się poryczałam jak bóbr, wytuliłam ją i wygłaskałam ile mogłam. stwierdziłam że skoro chce jeść ratunkową i nie leży nieprzytomna to dam jej szansę na operację. miała mieć ją jutro, ale weterynarz w ostatniej chwili musiała mieć jutro wolne i zgodziłam się na zabieg dzisiaj. czekaliśmy w restauracji obok.
koło 17:40 dostałam telefon, że nie dała rady.. serce przestało pracować w trakcie zabiegu. chciałam ją zapamiętać żywą więc tylko porozmawiałam z wetką, zapłaciłam i pojechaliśmy.
mama jest załamana. mieliśmy przecież Zośkę od małego, przyjechała do mnie w wieku miesiąca, może mniej. patrzyłam jak rośnie, dorasta, starzeje się... i była przy mnie nieważne co się działo. praktycznie całe swoje życie ze mną spędziła. mój mały zbój. miała 8 lat.
nawet nie potrafię nic czuć teraz, po prostu pustka. Stefan nie ogarnia co się dzieje, leży sama w norce. póki co, chociaż wiem że nie może zostać sama...
To nie jest dobry czas... w pracy dają mi popalić, zdrowie znowu szwankuje...
Zosia była ze mną tyle lat, nieważne co się działo, nigdy mnie nie ugryzla, zawsze się tulila, nauczyła się wskakiwac na ramię i dawać znać że chce iść siku. Ufała mi a ja ufałam jej.
Wiem że muszę znaleźć towarzystwo dla Stefana, ale żadnej swineczki w Katowicach na razie nie widzę do adopcji, najbliżej jest Karola we Wrocławiu. Stefanka ma około 5 lat i chciałabym kogoś w podobnym wieku.
Nikt mi nie zastąpi Zosi, to oczywiste...