Mam tylko pare zdjec, bo jakos nie mam czasu zeby porobic wiecej. Musialam cyknac Lewisowi bo mnie troche przestraszyl jak tak lezal.
Powiem wam troche o Lewisie, bo ostatnio sie nim zachwycilam strasznie.
Adoptowalam go bo pol roku mieszkal na zapleczu sklepu i to byla totalnie nieprzemyslana decyzja. Pomimo sprzeciwu personelu w sklepie w ktorym byl do adpocji (ze wzgledu na agresje) wzielam go na rece a jak wlozylam do klatki to ten zaczal piszczec i wtedy pomimo, ze wiedzialam, ze nie powinnam go brac, wzielam do domu. Lewis byl strasznie agresywny do swinek i bardzo dotkliwie mnie pogryzl kilka razy. Znalazlam mu dom bo rzucal sie na klatke moich swin, ale po jakims czasie Kirsty zadzwonila do mnie, ze nie moze dluzej opiekowac sie Lewisem, wiec znowu trafil do mnie i znowu ta sama sytuacja z agresja. Nie mialam sumienia mu szukac domku, wiec postanowilam, ze skoro sie wczesniej podjelam jego opieki to musze sobie z nim jakos poradzic. Na szczescie Lewis zaczal sie oswajac i przestal dotkliwie gryzc. Nadal gryzie ale juz nie do krwi i nie tak, ze mi palec dretwieje tak jak kiedys. Moje relacje z nim byly coraz lepsze a w ciagu ostatnich tygodni totalnie sie w nim zakochalam. Jak siedze na podlodze to Lewis podbiega zeby go poglaskac, przytula sie. Ostatnio jak go wypuszczam to taki popcornic odwala, ze nie moge sie przestac smiac. Potem przychodzi zeby go pomiziac pod brodka (dlugo balam sie go tak glaskac, bo mnie kilka razu chapnal zebiskami). Lewis sie totalnie zamienil w miziaka i strasznie sie ciesze, ze tak bardzo sie oswoil. Niestety nadal sie rzuca na inne klatki, ale i tak juz jest lepiej. Tak sobie mysle, ze Lewis musial byc wczesniej skrzywdzony i dopiero teraz mi zaufal.