Jakis tydzien temu wzielam Shimusia na sofe...poprzytulalam I powiedzialam synowi, ze musimy z nim wiecej czasu spedzac, bo on juz taki starutki sie robi I nie wiadomo ile mamy czasu...nie sadzilam, ze tak malo....
Shimmerek trafil do nas zupelnie przypadkowo...to byl spontan, nieprzemyslana decyzja pod wplywem zauroczenia...byl wyjatkowym chomiczkiem; nigdy nas nie gryzl i ladnie wchodzil mi na reke. Jak puszczalam go a podloge to nie musialam go szukac I ganiac za nim, bo ladnie dawal sie brac na rece I odniesc do klatki...czasami sam wracal do mnie, albo zasypial na wybiegu. Shimerek byl strasznym lakomczuchem, strasznie rozpieszczony, ale pochlanial wszystko co mu dalam...nie byl za gruby, bo duzo biegal...teraz nadal sobie biega, ale za teczowym mostem.
Shimmer od lat najmlodszych...byl taki malutki jak do nas trafil:




































Shimmerek bedzie pochowany w gorach prawdopodobnie...