z tego co zrozumiałam to Andzia dzisiaj wydaliła z siebie cuchnącą kupę z kawałkami drewna, prawdopodobnie trocinami...
trociny miały jak je zostawiłam u rodziców wtedy jak wyjechaliśmy... ale żeby aż tyle czasu to było i aż tak ją męczyło?...
prawdopodobnie te trociny uszkodziły jelita i doprowadziły do zapalenia jelit albo/już sepsy...
wczoraj wieczorem była lekka poprawa ale dzisiaj rano już była półprzytomna, na nic nie reagowała, po prostu leżała i oddychała.
ciałko ma być skremowane, poprosiłam żeby jeśli to możliwe to w norce w której ją przywieźliśmy... może to i lepiej, nie wytrzymałabym psychicznie jazdy autem po jej ciałko i potem powrót z nią tutaj... nawet nie miałabym gdzie jej pochować bo tu pełno psów...
wszystko poszło do prania, koc i norki i drybed, zostawiłam tylko kapcioch w którym leżała jak zaczęła chorować...
Zosia siedzi teraz sama na kocu, widzę że coś jej nie pasuje ale chyba nie zdaje sobie sprawy że "ta druga świnka" już nie wróci...
patrzę na to wszystko i nie dociera to do mnie. zostały dwie paczki chrupek lucernowych które tylko Andzia zjadała... i kto będzie leżał w drugiej norce... mam układać tylko jedną teraz...
Okropnie mi przykro.
Wychodzi na to, że najgorsze jest to, że nigdy nie wiemy, co może zaszkodzić śwince... Przecież trociny są najstarszą chyba z wyściółek, jakie się stosuje... Może to były trociny z jakiegoś odzysku? Ze starych lakierowanych mebli? Masakra, bardzo Ci współczuję straty, trzymaj się i oby Zosia nie była zbyt smutna...